Część 4.
Objawienie
Auguste Rodin
Ucieczką od prozy życia staje się dla Witolda tłumaczenie literatury niemieckiej. Wraca do swojej frontowej lektury. Monografię Auguste Rodin Rainera Marii Rilkego kupił w 1917 roku, w polowej księgarni. W warunkach wojennych była dla niego odtrutką na frontową codzienność i artystycznym elementarzem. Rilke poruszał w niej podstawowe problemy bycia artystą.
Już w 1919 roku Hulewicz zapytał listownie Rilkego, czy może przetłumaczyć Rodina na polski. Nie był pierwszym Polakiem, który zainteresował się Rilkem. W 1903 roku Tadeusz Rittner, dramaturg piszący po polsku i niemiecku, opublikował o Rilkem artykuł w czasopiśmie „Czas”. W 1912 roku ukazało się polskie tłumaczenie wiersza Rilkego Herbsttag (Jesienny dzień).
Rilke miał wątpliwości, któremu ze zgłaszających się kandydatów udzielać pozwolenia na tłumaczenie swoich utworów. Wspomina o tym Jan Zieliński w artykule Grenzen der Übersetzung (Granice tłumaczenia, Wiesbaden 1986). Rilke nie znał nikogo, kto mógłby ocenić przedkładane mu maszynopisy. Jego „nieco nadwątlona” znajomość języka rosyjskiego nie starczała na stylistyczną kontrolę tłumaczenia. Wspominał o tym w liście do Antona Kippenberga, swojego niemieckiego wydawcy. Dwa z przedłożonych mu przekładów Korneta (Die Weise von Liebe und Tod des Cornets Christoph Rilke) odrzucił.
Witold ocenił pozytywnie dopiero czwarte polskojęzyczne tłumaczenie Korneta. Tym razem tłumaczem był Józef Wittlin. Przed Wittlinem Korneta przetłumaczyli i wydali po polsku: Starko Łozia Lachowicz (Wiedeń 1916), Henryk Gruber (Warszawa 1917) i Ida Wieniawska (Lwów 1922).
„Jednak faktycznym propagatorem twórczości Rilkego w Polsce stał się dopiero Hulewicz” – pisze Irena Bartoszewska w książce Witold Hulewicz. Tłumacz i propagator literatury niemieckiej w Polsce (Łódź 1995). To Hulewicza mianuje Rilke ”swoim” tłumaczem. Po otrzymaniu od Hulewicza maszynopisu Rodina, odpisuje mu 14 grudnia 1922 roku: „Moja – nieco nadwątlona znajomość języka rosyjskiego – musiała starczyć na rozeznanie się w Pańskiej przedmowie. A zatem nie dziękuję w ciemno, pisząc, że cieszy mnie i zaszczyca fakt, iż zechciał Pan zacząć ów cykl biograficzny od mojej pracy”. W owym cyklu planuje zawrzeć Olwid „wielkie żywoty” „potężnych utopistów” jak Michał Anioł, Ludwig van Beethoven, Lew Tołstoj, Julisz Słowacki, Adam Mickiewicz.
Dziękując Hulewiczowi za przetłumaczenie i „piękne wydanie” Rodina, Rilke już się cieszy z planów tłumacza. „To, że wspominał Pan również o Maltem (Aufzeichnungen des Malte Laurids Brigge) – pisze do Olwida – cieszy mnie szczególnie”. W postscriptum swojego listu, Rilke zwraca uwagę Hulewicza na Paula Valéry. Sugeruje, że warto byłoby rozsławić go wśród Polaków. On, Rilke, właśnie tłumaczy utwory Paula Valéry na niemiecki.
Najbliższa przyszłość pokaże, że Hulewicz weźmie sobie do serca radę Rilkego. Najpier jednak sfinalizuje wydanie polskojęzycznego Rodina. Książka ukazuje się w 1923 roku nakładem warszawskiego wydawnictwa „Hulewicz i Paszkowski”.
Poeta miłości, nędzy i śmierci
„Dźwięk tego imienia ma już w Europie zachodniej dawno ustalone, dostojną aurą opromienione brzmienie. Nam Polakom mówi niewiele… Postać Rilkego nie przylega do żadnych porównań, kierunków, szkół. Stoi samotna […], jak każda wielkość” – pisze Witold Hulewicz w „Wiadomościach Literackich” 2 marca 1924 roku.
Hulewicz zaczyna organizować wieczory poetyckie, na których aktorzy recytują fragmenty utworów Rilkego. On im akompaniuje, grając na fortepianie muzykę Beethovena. Chyba marzy o tym, żeby sam bohater wieczoru na nich zagrał. W jednym z listów zapytuje go: „Gra Pan na jakimś instrumencie muzycznym? Na jakim i w jakim stopniu?”. Rilke odpisuje: „Nie gram na żadnym”. Na wiosnę 1924 roku Hulewicz przygotowuje program liryczny pod tytułem Poeta miłości, nędzy i śmierci. Objeżdża z nim Warszawę, Wilno, Łódź i Poznań.
„Wiadomości Literackie” zapowiadają 13 kwietnia wieczór Rilkowski w stolicy: „Irena Solska […] wystąpi w warszawskiej Filharmonii […] na dość niezwykłym wieczorze. Tematem tego «misterium» będzie genialny poeta europejski Rainer Maria Rilke […]. O liryku tym mówić będzie młody poeta, doskonały znawca literatury współczesnej i znakomity tłumacz dzieł Rilkego na język polski, Olwid (Witold Hulewicz) […]. Przekłady najpiękniejszych utworów recytować będą, prócz niezrównanej Solskiej: Adwentowicz, Muszyński i Warnecki”.
Hulewicz zdaje Rilkemu relacje z odbywanych imprez. Rilke chwali „intencje i wyraziste realizacje”. O repertuarze
jednego z wieczorów pisze do Hulewicza: „Wybór, jakiego Pan dokonał, uważam za niezwykle odpowiedni – a co się tyczy ducha Pańskiego wieczoru, to już Pańskie odczucia, jak również godne uczestniczenie Pańskich słuchaczy, nagrodziły Pana tak sowicie, że ja, z tak wielkiego oddalenia, i w dodatku spóźniony, nie mam nic do dodania… Chyba że moją radość, moją radość pełną wdzięczności”.
Hulewicz zastanawia się, z jakim innym poetą można by Rilkego porównać, aby przybliżyć go polskiej publiczności. Może ze Słowackim, może z Norwidem?
Rilke ustosunkowuje się do tych porównań w liście z 15 lutego 1924 roku: „To, że potrafił Pan wykazać pokrewieństwo i związki moich książek z dawniejszymi i dzisiejszymi utworami bogatej i pulsującej literatury polskiej – pisze do Olwida – mogło w szczególny sposób przyczynić się do nawiązania łączności z Pańskim audytorium. Własnemu mojemu poczuciu, więcej niż wyrazić mogę, odpowiada przypuszczenie, że prąd [wpływ] słowiański nie jest chyba najmniej znaczny w różnorodnościach mojej krwi […]. To co Pan – na moją chwałę – wypowiada w związku z Juliuszem Słowackim, mianowicie, że mógłbym sobie przypisywać, że od niego pochodzę, w ogólności często zaprzątało mi głowę: myśl, że w jakimś innym języku i w innych czasach odnalazłoby się ten prawdziwy, zasadniczy rodowód, jeśliby nagle znikły wszystkie przeszkody, dzielące świadomość narodów”.
Hulewicz doradza Rilkemu lekturę polskich autorów. Ten posłusznie czyta podsuwane mu pozycje, zwykle we francuskich tłumaczeniach. Fragmenty niektórych Hulewicz przekłada mu na roboczo i przepisuje.
Rilke posyła Hulewiczowi egzemplarze własnych utworów z dedykacjami. Radzi się Hulewicza, w jaki sposób podziękować aktorom, którzy występowali na wieczorach jego poezji: Czy niemieckie książki nie będą dla Stefana Jaracza i Janiny Hollakowej „nieprzystępnym darem”, przeciwieństwem ich dzieła, „pełnego otwartości” – pyta Rilke w liście.
Wileński wieczór Rilkego
Kiedy w marcu 1924 roku Hulewicz i Solska docierają z wieczorem poezji Rilkego do Wilna, ogarnia ich przerażenie, że tym razem nikt nie przyjdzie posłuchać wierszy nieznanego poety. Hulewicz pociesza się, że cała nadzieja w popularności Solskiej.
Gospodarzem wileńskiego wieczoru jest Ferdynand Ruszczyc, malarz, dziekan wydziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu Stefana Batorego. Późnym wieczorem, już po skończonej imprezie, Ruszczyc podsumowuje wrażenia dnia w liście do żony, bawiącej w tym czasie w Zakopanem: „Przyjechał Hulewicz, człowiek bardzo sympatyczny i w dobrym guście. Ma dobry, naturalny sposób mówienia. Odczyt jego o Rilkem był przeplatany deklamacją Solskiej (świetną) […]. Potem całą naszą paczkę z Hulewiczem zaprosili Kłosowie do siebie. Tam napisaliśmy pocztówkę do Rilkego”.
Po powrocie do „nieszczerej” i „wrzaskliwej” Warszawy, pisze Hulewicz do Ruszczyca, że ludzie kultury, jakich poznał w Wilnie to „jedyne w Polsce, tak cudowne bractwo”, że spotkał się w Wilnie „z ciszą i ciepłem serc ludzkich”, że jest w stanie „niezwykłego, radosnego podniecenia”, że znalazł w Wilnie coś niebywale rzadkiego w „środowisku”: „Mówi się na to czasami duch helleński, albo: romantyzm, albo: optymizm utopijny […], w rzeczywistości jest to jedno i drugie i trzecie: «duch wieczny rewolucjonista», pływanie pod prąd, przebijanie muru głową i ten wspaniały okrzyk wyprężonych ramion: «a jednak»”.
A już się obawiał – zwierza się Hulewicz w liście do Ruszczyca – że jego kolejna „mrzonka”, przyswojenie Polsce nieznanej, ale „najszczytniejszej” poezji „i to jeszcze «Niemca»”, przysporzy mu zawodów i „nie wejdzie do dusz”. Tymczasem dni spędzone w Wilnie nagrodziły go po królewsku.
Hulewicz jest podbudowany sukcesem wileńskiego wieczoru. Pisze do Rilkego długi list. Relacja z imprezy jest chyba dość entuzjastyczna, skoro Rilke odpisuje dziesiątego kwietnia 1924 roku: „Myślę wysłać [Solskiej] pierwsze róże, jakie zakwitną tego roku w moim walizyjskim ogrodzie […]. Pana długi list, napisany zaraz po wileńskim wieczorze, jest dla mnie żywym dowodem równowagi, jaka dokonuje się w Pana własnym dziele – pisze Rilke do Witolda. Byłoby samowolą, chcieć wkraczać z jakimkolwiek podziękowaniem w te procesy ducha, które, w stanie ciągłej żywotności, same się odmierzają i nagradzają”.
Hulewicz zaprasza Rilkego do Polski. Rilke odpisuje, że zaproszenie musi na razie pozostać możliwością, do której będzie wracał myślami. Już czytając utwory polskich autorów, chciał poznać, kryjących się za nimi „ludzi i istnienia”. Ale na razie pracuje. Od pięciu lat, odkąd mieszka w Szwajcarii, pracuje „nadrabiając zaległości” i „wybiegając w przyszłość”. Zobaczenie Polski trzeba odłożyć na dalszą przyszłość. A może tak się złoży, że to Hulewicz pierwszy zawita do Szwajcarii?
Do Paryża i artystów!
„Do Jeziornej dojeżdżało się «ciuchcią» – będzie po latach wspominała córka Anny i Witolda warszawski okres w ich życiu. – Podróż trwała około godziny. Witold tracił na dojazdy wiele czasu, toteż Hanka, którą uwiązało w domu małe dziecko, czuła się samotna […]. Była piękną, młodą kobietą, przyzwyczajoną do zabaw i wielkiego powodzenia u mężczyzn. Teraz życie stało się szare. Marzyła o powrocie do Warszawy […]. Udało się wreszcie wynająć mieszkanie (3 pokoje z kuchnią i łazienką przy Nowowiejskiej) […]. Niestety! Były to już ostatnie chwile pożycia Hanki z Witoldem. Napięcie wzbierało jak wielki ropień na sercu, aż nastąpiło gwałtowne pękniecie. Z rozpaczą w duszy wyjechał Witold do Paryża, Hanka z córką pozostała sama w mieszkaniu warszawskim” (A. Hulewicz-Feillowa, Rodem z Kościanek).
Przesłania głoszą, że Witold wyjeżdża do Paryża uzupełniać studia muzykologiczne. Ale on przecież studiował filozofię, tyle tylko, że dużo grał na pianinie. Podczas gdy w Warszawie piętrzą się problemy rodzinne i zawodowe, Witold zdaje się szukać nowych inspiracji. Podąża za głosem swojej wielkiej pasji: za Rilkem. Zgodnie z tym, co mu Rilke radził w jednym z listów, przeprowadza w Paryżu wywiad z Paulem Valéry. Właśnie pracuje na tłumaczeniem jego Duszy i tańca.
Zachowało się z tego okresu zdjęcie „Artyści polscy w Paryżu, na tarasie kawiarni La Rotonde”. Jest słoneczny, ciepły dzień. Stoliki, ustawione w długim rzędzie, są zajęte. Część gości rozmawia stojąc. Hulewicz, w garniturze, z muszką w groszki, pogrążony jest w rozmowie. Ale to pozorna, a może tylko chwilowa idylla. Niedaleko Hulewicza, w kapeluszu, gestykulując, siedzi polsko-żydowski malarz Roman Kramsztyk, jeden z lepszych polskich portrecistów. Narysuje on w tych dniach portret Hulewicza. Po latach córka powie, że na portrecie uwidoczni się udręka, wywołana konfliktem z żoną.
Będąc w Paryżu, Hulewicz ubiega się o pracę w Wilnie. Dnia 12 października 1924 roku wysyła na ręce profesora Jerzego Remera w Wilnie podanie: „Niniejszym proszę o nadanie mi stanowiska sekretarza w Oddziale Sztuki przy Urzędzie Delegata Rządu w Wilnie”. Załącza świadectwo odejścia z Uniwersytetu Poznańskiego, curriculum vitae i spis prac literackich.
W życiorysie czytamy: „Po uzyskaniu matury i siedmiu z górą latach służby w wojsku, które opuściłem ze stopniem kapitana rezerwy, odbyłem studia na Uniwersytecie Poznańskim, które z powodów zarobkowych musiałem przerwać krótko przed zdobyciem doktoratu […]. Od czterech lat pracuję nad książką o twórczości i psychologii Beethovena, oraz tłumaczę od dwóch lat całość plonu twórczości Rainera Marii Rilkego, o którym wygłosiłem ostatnio odczyt w pięciu miastach polskich […]. Władam językiem niemieckim biegle, a francuskim bez doskonałości w mowie potocznej. Zwiedziłem między innymi Belgię, Francję północną, Paryż, Niemcy, Szwajcarię i Wiedeń. Jestem żonaty i mam jedno dziecko”.
© Agnieszka Karaś
