Witold Hulewicz
1895-1941

 

 

To było parę lat przed ćwierćwieczem. Znaczna grupa reporterów gościła wówczas u Janusza Roszki w Bolechowicach koło Krakowa, w zasiedlonym przezeń dworze, który dźwigał z upadku. Janusz stał na czele Klubu Reportażu Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, a ja byłem jego zastępcą. Podobnie, jak w Klubie Literatury Faktu, którego prezesem był Krzysztof Kąkolewski. Oba te kluby SDP i ZLP podjęły wespół myśl nobilitacji reportażu polskiego. Działo się to wbrew temu, że Warszawa ponoć boczyła się na Kraków, czy też Kraków na Warszawę. My zainicjowaliśmy z liczącymi się wydawnictwami edycję serii reportażu krajowego i zagranicznego. Przyznawaliśmy Nagrodę im. Ksawerego Pruszyńskiego, odbywały się sesje reportażu i spotkania z twórcami. Ważną rolę odgrywała Krystyna Goldbergowa, zwana matką reporterów, kierowniczka Działu Reportażu w „Iskrach”, wydawnictwie wielce zasłużonym dla rozwoju tego gatunku.

 

Zakończyliśmy akurat jedną z sesji warsztatowych i prezes Roszko zaprosił nas do swojej siedziby. Z Januszem przyjaźniłem się od dawna, choć mieliśmy różne charaktery i różne poglądy, co nie przeszkadzało nam we współpracy dla dobra reportażu, któremu poświęciliśmy swoje zawodowe życie. Janusza nazywaliśmy księciem reporterów. Królów mieliśmy więcej: Wańkowicz, Lovell, Kąkolewski, Kapuściński. Należałoby też wymienić nazwiska królowych, ale te raczej nie udzielały się w pracach obu klubów. Gospodarz dworu w Bolechowicach przyjmował nas przy zastawionym stole. Dzielił się uwagami o twórczości Ksawerego Pruszyńskiego. Cenił jego „ukrainne pióro”. Podziwiał trafność stanowiska politycznego, wyczucia aktualnych zagrożeń Polski i świata wobec hitleryzmu. Jakże prorocze okazywały się jego reportaże z Wolnego Miasta Gdańska, z których wynikało, że tam rozpocznie się wojna.

 

Janusz Roszko zrobił wiele dla upamiętnienia zarówno biografii autora Trzynastu opowieści, jak i jego dorobku. Godzi się tu podkreślić jego udział w wydaniu wyboru pism publicystycznych, eseistykę poświęconą twórczości pisarza dokumentalisty. Słuchaliśmy go z uwagą. Gdy sławił jeden z utworów pod tytułem Cosas de Polonia o pewnym literacie rodem z Wielkopolski, działającym w dwudziestoleciu międzywojennym w Wilnie, a w okresie okupacji hitlerowskiej w Warszawie ogarnęły mnie wątpliwości, czy podane fakty są prawdziwe. Spytałem Janusza o nazwisko owego literata. Wyjawił: Witold Hulewicz. Wprawdzie Pruszyński pisze o nim najpierw dość krytycznie, w końcu, gdy przedstawia jego zakamuflowaną pod gorszącymi postępkami, jak prowadzenie kawiarni i restauracji dla Niemców w okupowanej Warszawie, na koniec mówi, że za stworzenia sieci podziemnych pism polskich, za heroiczną postawę podczas przesłuchań przez Gestapo na Pawiaku, należy mu się pomnik, który winien stanąć w Wilnie, zwalczającym przed laty tego przybysza.

 

Na tyle znane mi było wówczas nazwisko Hulewicza, autora nowatorskiej książki o Beethovenie Przybłęda Boży, wybitnego tłumacza literatury niemieckojęzycznej, przyjaciela Rilkego, współtwórcę Polskiego Radia, autora pierwszego słuchowiska polskiego Pogrzeb Kiejstuta (1928), redaktora i wydawcę pierwszego pisma konspiracyjnego w okupowanym kraju „Polska Żyje”, że wdałem się w spór z Januszem Roszko. Racji nie miał Pruszyński. Tłumaczyć go mogło jedno: opowiadanie Cosas de Polonia pisał z dala od okupowanego kraju, nie znał realiów.

 

Moją odpowiedzią na ten spór było odszukanie córki Witolda Hulewicza. Miałem szczęście i zaszczyt, że poznałem autorkę książki biograficznej o ojcu Rodem z Kościanek. Była żoną Romana Feilla, wywłaszczonego ziemianina, wicemistrza Polski w strzelaniu do rzutków, który przyszłych powstańców warszawskich uczył obsługi broni, a potem przeprowadzał ludność kanałami ze Starówki. Za aprobatą Państwa Agnieszki i Romana Feillów powołaliśmy w 100-lecie urodzin Witolda Hulewicza Kapitułę Jego Imienia, która ustala jury i przyznaje doroczne nagrody w tych dziedzinach twórczości, działań społecznych i gospodarczych, jakie uprawiał nasz Patron.

 

W pierwszym okresie działaliśmy wspólnie ze Związkiem Literatów Polskich. Pomocą i radą służyli nam prezes Wojciech Żukrowski oraz Lesław Bartelski. Tak się złożyło, że niektórzy laureaci Nagrody im. Witolda Hulewicza weszli w skład kapituły, czego doskonałym przykładem jest postać Barbary Wachowicz, znanej pisarki, czy Stanisława Rostworowskiego, historyka, publicysty, syna dowódcy Okręgu Krakowskiego Armii Krajowej, który został zamordowany w więzieniu na Montelupich.

 

Dzięki współpracy z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego, samorządami województwa mazowieckiego oraz województwa wielkopolskiego, fundacjami: Pomoc Polakom na Wschodzie, Wspólnota Polska, jak też Państwem Anną i Piotrem Voelkelami z Poznania zyskaliśmy podstawę materialną przyznawanych nagród. W ubiegłym roku dołączyli do tego grona: PKN ORLEN S.A., PGNiG, KGHM Polska Miedź S.A. Liczba nagród wyniosła 42. Od pięciu lat działamy jako Stowarzyszenie im. Witolda Hulewicza.

 

Każda z edycji Nagrody im. Witolda Hulewicza jest świętem kultury polskiej. W auli Domu Literatury w Warszawie, wypełnionej po brzegi publicznością, wyróżniamy ludzi, którzy wiele dobrego dokonali w swym życiu. Przeważają przedstawiciele prowincji, mieszkańcy miasteczek i wsi. Dla większości z nich są to pierwsze wyróżnienia, w dodatku w skali ogólnopolskiej. Honorem dla kapituły są laureaci o głośnych nazwiskach, czego przykład stanowią Zofia Posmysz, pisarka, autorka głośnej powieści Pasażerka oraz Wiesław Ochman, światowej sławy artysta śpiewak. Każda z edycji Nagrody im. Witolda Hulewicza wyłania średnio kilkunastu laureatów. W ciągu dwudziestopięciolecia było ich ponad trzystu. Stale rośnie zainteresowanie Nagrodą. W wielu biogramach twórców ona już figuruje.

 

W naszych pracach społecznych dążymy do tego, aby popularyzować nazwisko naszego Patrona. Wznowiliśmy tom Jego wierszy Miasto pod chmurami i szkice kresowe Gniazdo żelaznego wilka. Na podstawie relacji ostatnich świadków epoki powstał film dokumentalny o Witoldzie Hulewiczu pt. Inny. Moja córka Agnieszka Karaś napisała biografię Hulewicza Miał zbudować wieżę i po niemiecku Der Pole, der auch Deutscher war. Das geteilte Leben des Witold Hulewicz. Jej mąż filmowiec, Kai von Westerman, był autorem zdjęć do filmu polskiego o Hulewiczu i twórcą filmu niemieckiego.

 

Staramy się robić wiele, aby żyła pamięć o Witoldzie Hulewiczu, który poniósł dla Polski męczeńską śmierć w Palmirach. To nas zobowiązuje.

Romuald Karaś