Wybitny kompozytor polski, urodzony w 1930 roku i wychowany w Wilnie (do Polski powojennej przyjechał – nie: wrócił – w latach 50.), autor 300 opusów, na uroczystości przyznania nagród (zaraz wyjaśni się, jakich) opowiedział następującą anegdotę z okresu swojego dzieciństwa…
Było to w 1939 roku w Wilnie, zajętym przez Sowiety. Jesienią zarządzono likwidację biblioteki, która przedtem była miejscem pierwszych doświadczeń czytelniczych przyszłego kompozytora. Polegało to na tym, że książki wyrzucono po prostu na zewnątrz, zezwalając na to, by każdy kto zechce zabierał je sobie do domu.
– Przyszedłem z kolegą – opowiadał laureat – który interesował się przede wszystkim powieściami Karola Maya, i sięgnąłem po pierwszy lepszy tom z piętrzącego się przed nami stosu. Był to Przybłęda Boży Witolda Hulewicza. Zajrzałem do środka i stwierdziłem, że jest to rzecz o Beethovenie. Bardzo już wtedy interesowałem się muzyką i… była to pierwsza książka, którą przeczytałem od deski do deski.
Smak tej opowieści polega na tym, iż usłyszeliśmy ją podczas uroczystości przyznania Nagród im. Witolda Hulewicza w warszawskim Domu Literatury 23 listopada 2016 roku. Była to 21. edycja tego przedsięwzięcia, a kompozytor to Romuald Twardowski, który otrzymał Wielką Nagrodę im. Witolda Hulewicza za całokształt twórczości kompozytorskiej i wieloletnią pracę pedagogiczną w stołecznym sławnym konserwatorium, obecnie noszącym nazwę Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina. Dodajmy, że twórczość tego kompozytora, ucznia m.in. Bolesława Woytowicza i Nadii Boulanger, wyróżnia się wielką różnorodnością form, nasycona jest elementami sakralnymi lub wręcz poświęcona jest tematyce religijnej (także w sporej mierze prawosławnej), a jej wartość jest odwrotnie proporcjonalna do wielkiej skromności twórcy.
21. edycja tej Nagrody, będącej życiowym dziełem Romualda Karasia, który niezawodnie zasługuje na miano człowieka-instytucji, autora siedmiotomowej (ponad 4 tys. stron) Antologii Wileńskiej, była chyba jeszcze bardziej różnorodna i bogata, niż każda z dwudziestu poprzednich, począwszy od 1995 roku (rozpoczęto w 100. rocznicę urodzin patrona Nagrody).
Oto Gran Prix, czyli największą w hierarchii Nagrodę im. Witolda Hulewicza otrzymał pośmiertnie Krzysztof Kąkolewski, którego Romuald Karaś nazwał księciem reporterów, rezerwując miano króla reporterów dla Melchiora Wańkowicza. Zdobywcy Lauru SDP i jego dorobku twórczego nie trzeba przedstawiać, w uzasadnieniu podkreślono jego rolę nauczyciela i guru młodszego pokolenia reportażystów, nie tylko w sensie formalnym (Kąkolewski był przez wiele lat wykładowcą na Wydziale Dziennikarstwa UW), lecz także w bezpośrednich kontaktach, kiedy to własne tematy podrzucał młodszym kolegom. Kąkolewski był, jest i pozostanie wielki – zakończył Karaś dodając, że był po prostu pięknym i dobrym człowiekiem.
Kolejną Wielką Nagrodę im. W. Hulewicza otrzymały dwie panie – Izabela Karolina Galicka oraz Hanna Sygietyńska, sławne odkrywczynie przed wielu laty obrazu El Greca pt. Ekstaza św. Franciszka w Kossowie Lackim. Paradoksem naszego życia kulturalnego jest fakt, ze odkrywczynie El Greca (którego obraz wyceniany jest dzisiaj na 150 milionów dolarów!) nigdy dotychczas za swoje odkrycie nie zostały nagrodzone. Przy okazji wyszło na jaw, że Hulewicz był narzeczonym siostry taty pani Galickiej i w domu przezywano go Hutold Wilewicz. Takie były zabawy (językowe) w one lata. Marszałek województwa mazowieckiego Adam Struzik przyznał (na wniosek Kapituły Nagrody) nie tylko skromne załączniki finansowe dla obu pań w wysokości po 5 tys. złotych, lecz także Medale „Pro Mazovia”.
Naturalnie nie mamy możliwości , by przedstawić wszystkich nagrodzonych (łącznie 21 osób, a więc także „oczko”, jak liczba edycji, wybranych spośród 247 kandydatów) i niezupełnie o to chodzi w tym, co piszę. W każdym razie byli wśród nich poeci, animatorzy kultury, badacze biografii Hulewiczów z Trzemeszna (nagrodę młodych w tej dziedzinie otrzymał np. dwunastoletni bodaj Jaś Adamski, trzeci w rodzinie, po starszym bracie i ojcu, którzy otrzymali ją w poprzednich latach), redaktorzy lokalnej prasy (Irena Waluś z Grodna, redagująca na wysokim poziomie literackim „Magazyn Polski”), regionaliści (np. Jerzy Michał Sołdek z Nałęczowa), archeolog, można powiedzieć, lokalny, Jarosław Rola z Piły, syn Zygmunta Roli, autora książki pt. Tajemnice Katedry Gnieźnieńskiej, także nagrodzonego, a wreszcie specjalistka w dziedzinie mikrobiologii klinicznej, pani prof. Zofia Zwolska, która całe życie poświęciła walce z gruźlicą i napisała książkę o Robercie Kochu, odkrywcy bakterii tej na nowo groźnej choroby.
I jeszcze kilkoro innych, m.in. twórca radiowy Marek Mądrzejewski, „poszukiwacz prawdy”, umiejętnie wypełniający tzw. „białe plamy” w historii, a także Andrzej Laudowicz, wywodzący się z Ziemi Kalisko-Łęczyckiej, ziemianin, współtwórca i „szara eminencja” Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego, autor książki pt. Owce polskie. Wreszcie Barbara Figurniak, artystka w dziedzinie poezji śpiewanej (m.in. śpiewa wiersze Baczyńskiego i Hulewicza), współpracująca z Wiesławem Budzyńskim, znawcą twórczości Baczyńskiego i Schulza, a przede wszystkim z kompozytorem Mateuszem Jaroszem, który także otrzymał Nagrodę im. Witolda Hulewicza. Swoim śpiewem ozdobiła ona uroczystość w Domu Literatury.
Rozpiętość tematyczna dorobku laureatów jest wprost proporcjonalna do zajęć i zawodów, jakie uprawiał Witold Hulewicz, ziemianin, wydawca i redaktor czasopism, animator kultury (pamiętne „Środy literackie” w Wilnie, bohaterem jednej z nich był nawet Gilbert Keith Chesterton!), wybitny radiowiec, autor pierwszego słuchowiska radiowego (Kiejstut, 1928), twórca teatru radiowego, który jako pierwszy nazwał go teatrem wyobraźni. Był on jedynym tłumaczem polskim Rainera Marii Rilkego autoryzowanym przez poetę. Jak już jesteśmy przy biografii, to dodajmy, że za okupacji stał się „ojcem prasy podziemnej”, redagował i wydawał pierwsze czasopismo konspiracyjne „Polska Żyje” (po jego śmierci redagowane m.in. przez Zofię Kossak), co przyczyniło się do jego aresztowania przez gestapo, a następnie rozstrzelania w Palmirach w 1941 roku.
W ostatnich latach mam zaszczyt uczestniczyć w pracach Stowarzyszenia im. Witolda Hulewicza (którego jestem współzałożycielem) i Kapituły Nagrody jego imienia. I widzę jaki to jest niesamowity mozół i jakie niebywałe bariery prawie niemożliwe do przekroczenia, jeśli chodzi o zdobycie jakichś niewielkich chociażby środków finansowych na te nagrody. I jaka to jest całoroczna gigantyczna praca, polegająca na zweryfikowaniu setek zgłaszanych kandydatur. I po prawdzie, chociaż Kapituła liczy kilkanaście szanowanych i zacnych osób, to gros tej pracy wykonuje, proszę mi wierzyć, nie kto inny tylko Romuald Karaś, który te Nagrodę wymyślił, razem z córką Agnieszką, autorką książki o Hulewiczu pt. Miał zbudować wieżę, wyprodukował film o nim, pokazywany kilkakrotnie w telewizji polskiej, wydawał tomiki jego wierszy itp.
W ciągu minionych lat Nagroda im. Witolda Hulewicza zdobyła sobie wielki prestiż, jej laureatami są takie znakomitości jak Barbara Wachowicz (dostarczycielka wielu kandydatów do nagród i nieprześcigniona ich laudatorka), Marian Pilot, Bohdan Tomaszewski, Zbigniew Jerzyna (laureat dwukrotny), Ignacy Gogolewski, Wojciech Piotrowicz, poeta i znawca dogłębny spraw litewskich i wielu, wielu innych idących już w setki, jeśli wziąć pod uwagę wszystkie minione 21 lat.
A clou opowieści polega na tym, że Nagroda im. Witolda Hulewicza wśród szerszego środowiska kulturalnego w ogóle nie jest znana. Bo nigdy nie pisała o niej prasa nie tylko głównego nurtu, nie pokazywały jej ani nie mówiły o niej (naprawdę nigdy!) żadne telewizje. Myślę, że jestem rekordzistą, jeśli idzie o liczbę relacji z uroczystości przyznawania tej Nagrody, na długo przedtem, nim zostałem także jej laureatem (2009). Drukowałem je w znakomitej gazecie, na której powrót do życia czekam od kilku lat, czyli w „Kulturze i Biznesie”, a także w nie istniejącej już dzisiaj również niezwykłej „Naszej Polsce” (istniała od 1995 do końca 2015 roku). Ale powiem Państwu, że osiągnięcie tego rekordu było łatwe, ze względu na totalny brak konkurencji. Panowie dziennikarze, przynajmniej tej naszej, ponoć rzetelnej, patriotycznej prasy (i telewizji) – wstyd! Doprawdy wstyd!
Jerzy Biernacki
Strona powstała w Roku Witolda Hulewicza (2020) ogłoszonym z okazji 125. rocznicy urodzin tego wybitnego Polaka i Wielkopolanina.
Dofinansowano ze środków Narodowego Centrum Kultury w ramach Programu Kultura w sieci.
© Copyright by Stowarzyszenie im. Witolda Hulewicza, 2020. Strona stworzona w ramach projektu atwi.pl